sobota, 26 lutego 2011

Początek

„To co prawdziwie się zaczyna, nigdy się nie kończy”

2002
Byłam kiedyś taka mała, że siedziałam w szkole raczej bliżej tablicy niż tylnych regałów z mnóstwem ‘pomocy naukowych’ - graniastosłupów, słoików z tasiemcami i rybek karmionych kredą.  Kiedyś bardzo nie lubiłam lekcji polskiego.
I właśnie wtedy, jak byłam w podstawówce przyszły harcereczki. Opowiadały nam różne historyjki, pełne epitetów i uśmiechów o swojej drużynie. Pamiętam jak przez mgłę „ogniska”, „podchody”, „przygody”.  Ha, ciekawe czy bym uwierzyła, że wtedy na lekcji polskiego podjęłam decyzję, dzięki której moja droga życia skrzyżowała się z drogami tylu innych osób. Bo tamten dzień zaprowadził mnie do dnia dzisiejszego, mojego pokoju, gdzie w odległości paru metrów leżą kartki z gratulacjami z okazji zdania na prawo jazdy, książki położnicze i superancka lampka z IKEI, która, choć nie możemy tego pojąć, świeci lepiej od mojej z Leroy Merlin (mają te same żarówki żeby nie było). U. chyba ani Ty ani ja, nie zgadłybyśmy co zaczęłyśmy wtedy.

2004
Wszystko ginie w mroku czasu, ale była kiedyś taka noc w zielonej szkole w miejscowości Krzaki, gdy w naszej sali 63+69 była taka dziewczynka. Wtedy nikt jej nie kojarzył ani z gitarrą ani z butelką (nie mogłam się oprzeć żeby tego nie napisać:*) Ciekawe czy ktoś za to pamięta to co pamiętam ja, a mianowicie wielki krzyk, wrzaski i piski, które rozległy się w nocy. Wszystko to za sprawą małej, maluteńkiej myszeczki (tak się teraz zastanawiam czy ona naprawdę istniała). C. miałaś naprawdę głośny początek przynajmniej w moich wspomnieniach.


2005
Już tak wiele razy ubierałam w słowa to wszystko co tam się działo, całą magię tamtych czerwcowych dni, tamtego miejsca. Ale do rzeczy. Sens naszego życia w Goliszowcu to były noce przy ognisku (spełniły się słowa U. i K.) W czasie jednej z takich nocy, przyszedł nam do głowy wspaniały pomysł. Polegał on na zrobieniu użytku z garnków, które leżały niewinnie obok , a raczej z sadzy jaka na nich była (kto choć raz gotował coś na ognisku wie o co chodzi). Jeśli nie przychodzi Wam do głowy nic ciekawego co można zrobić z sadzą, to widać dorośliście już. My wysmarowałyśmy się nią. Tak żeby mieć czarne buzie. Później zrobiłyśmy użytek z naszych pięknych twarzy i zabawiłyśmy się w kidnaperki. Tak, budziłyśmy z wielkim krzykiem dzieciaki śpiące spokojnie w namiotach, wyciągałyśmy je stamtąd i kazałyśmy im robić różne głupie rzeczy (typu liczenie po niemiecku na środku drogi). Kres temu położyła Marzenka, która rozpłakała się na nasz widok. Co lepsze na drugi dzień wszystkie nasze ofiary, nie wiedząc, że to my byłyśmy tymi czarnuchami, opowiadały nam mrożące krew w żyłach historie, w których porywali je starsi chłopcy, a oni usilnie się bronili. Hej E. pozwól, że opowiem Ci o znajomości, prawie tak intensywnej jak kolor...

3 komentarze:

  1. płaczę. nie wiem czemu, samo leci. wspaniałe :*

    c.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, J.
    wtedy nie miałam pojęcia, że to dopiero prolog do znajomości intensywnej prawie tak jak kolor mych paznokci..:*

    e.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz wracam wspomnieniami gdzies pomiędzy rok 2002 a 2011 i jestem w szkole, w której na piętrze bywał Mickiewicz. Siedzę w sali i koloruję tęczowe kartki z okazji dnia chłopaka. Waracam do tej akcji godnej podziwu, przeprowadzonej w pełnej konspiracji z najwięszą radością.
    *:

    u.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...