Chyba każdemu przydarzyło się chociaż raz w życiu być taką „gwiazdą własnego życia”, kiedy idąc sobie przez codzienność spotyka nas fabuła filmu klasy B.
Lepsze i gorsze, z tym, że częściej gorsze, przypadki moje, nasze, podsłuchane i zasłyszane, wymyślone, wymarzone
W rolach głównych:
Ona - piękna, w rozproszonym świetle nieskazitelnie czystej łazienki, też cała czysta prosto spod prysznica
Ona– naga
On - jest przypadkowym facetem (nie warto mówić o nim za wiele) i przypadkowo też mieszkają w jednym mieszkaniu
Przypadek- złośliwy, ma naprawdę perfidne wyczucie czasu
I teraz właściwa akcja:
Klucz w drzwiach łazienki nie został przekręcony, ręcznik leży gdzieś tam, Ona zapatrzona w lustro i nagle wchodzi przypadkowy facet.
Ona - aaaaa! On –<nikt nie pamięta z nadmiaru wrażeń>
Kończąc scenę, wyobraźcie sobie siebie na Jej miejscu
Ona umawia się ze swoim ukochanym w centrum wielkiego miasta, zaraz po swoich zajęciach. Ale na lekcji jej kolega zaprasza ją na kawę. Koniec końców zajęcia kończą się dużo dużo wcześniej, więc ona myśli, że spokojnie zdąży (logistyka nie?) Kiedy oni czekają na kawę, do restauracji wchodzi jej ukochany (nie pytajcie skąd wiedział, w filmach też tego nie mówią). Konsternacja.