Czas na małe podsumowanie kończącego się roku. Więc oto rok 2013 w pigułce.
Książki.
Przeczytałam ich… bagatela ponad 30. Kiedy mam na to czas to nie wiem ; )
Spośród nich kilka jest naprawdę wartych polecenia. A są to:
Piąte dziecko. Doris
Lessing. Ula mi ją poleciła, a ja polecam Wam. Normalnie ciarki mnie
przechodziły jak ją czytałam. Sielankowe (ale czy na pewno?) życie pewnej
wielodzietnej rodziny, które zmienia się wraz z pojawieniem się piątego dziecka
– czarnej owcy, odmieńca. Moje myśli krążyły wokół tego dziecka jeszcze bardzo,
bardzo długo.
Mężczyźni, którzy nienawidzą
kobiet. Stieg Larsson. Każdy kto widział Dziewczynę z tatuażem nie będzie
potrzebował dodatkowej reklamy.
Zabić drozda.
Harper Lee. Jedna z książek zaczerpnięta z listy
BBC (o której pisałam TU). Nie znalazła się tam przypadkiem. Opowiada o
Ameryce z początków XX wieku oczami małej dziewczynki.
Władca Much.
William Golding. Nie, ta opowieść nie ma nic wspólnego z uroczym zombiakiem
Czesiem i jego kumplami (skądinąd lubianymi przeze mnie w czasach szkoły).
Opisuje natomiast losy grupy chłopców na wyspie. Bardzo lubię historie w tym
stylu – obcy sobie ludzie zamknięci ograniczoną przestrzenią (ten sam motyw co
w filmie Exam, Eksperyment) i pewnie dlatego spodobał mi się Władca.
Gra o tron. George Martin. Cała seria – świetna.
Filmy. Niestety zawsze
jest ich mniej niż bym chciała. W tym roku szczególnie utkwiły mi w pamięci:
Miejsca, które
odkryłam w 2013. O jednym już na pewno wiecie, bo pisałam o nim zaraz po
weekendzie majowym, czyli o Dolinie Górnego Sanu. Kolejnym, położonym całkiem niedaleko jest Imielty Ług, rezerwat w Lasach
Janowskich, jakieś 30 km od Stalowej. Niby byłam tam już dobrych kilka razy,
ale dopiero ostatnio oprócz standardowych spacerów wśród stawów, wydm i lasów,
trafiłam na torfowisko. Wrażenia
były niesamowite, ale nie wiem czy bym się chciała znaleźć na tym bagnie sama i
to jeszcze o zmroku.
Smakiem tego roku będzie… żurawina ! We wrześniu u mnie w domu
był prawdziwy żurawinowy szał. Teraz już nie mogę doczekać się przyszłorocznych
zbiorów i wytworów. Drugie pierwsze miejsce zajmuje aronia. Bułki z masłem i odrobinką dżemu z aronii i jabłek to dla
mnie marzenie (swoją drogą ciekawe czy pamiętacie jaką byłam zawsze wielką
przeciwniczką masła w połączeniu z dżemami – człowiek się zmienia, nie ma co).
Wydarzenia.
Najistotniejsze to skończenie studiów i
zdobycie prawa jazdy : ) Fajnie (ale i dziwnie) chodzi się po świecie jako
osoba po studiach i to z tyloma literkami przed nazwiskiem. Fajnie wygląda
świat zza kierownicy. Oba te wydarzenia dostarczyły mi mega pozytywnych wrażeń
i doświadczeń, stresu i lekcji charakteru. Oprócz tego rok 2013 upłynął pod znakiem zabawy – od tej typowo
krakowsko-studenckiej, czyli w 503A i
705A, Arce i okolicach, SHINE, w mieszkaniu 11/55, poprzez wieczór panieński aż
do wesel, na których byłam w tym roku aż czterech.
Najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłam w tym roku była podróż na
stopa na zachód. Tym razem z Krakowa do Wolsztyna i z powrotem do Stalowej.
Zrobiłam dzięki temu około 1160 km, co jeśli chodzi o wyprawy solo jest moim
rekordem.
Generalnie 2013 zapisuje się w mojej pamięci bardzo dobrze.
Koniec roku jest jednocześnie początkiem kolejnego, więc ja i pewnie Wy też z
nadzieją patrzę na tę czternastkę przy dacie.