niedziela, 27 listopada 2011

Niedziela widziana moimi oczami

Za namową J w komentarzu pod ostatnią notką postanowiłam w końcu coś napisać.W ramach panującej akcji '4 pory roku' wybrałam temat niedzieli. Niedziela zaczęła się dla mnie leniwie, jako że to ostatni z dwóch dni w tygodniu, w którym nie muszę wstawać po 6. Po tym jak udało mi się jakoś w końcu zebrać pojechałam z mamą do pewnego sklepu, na pierwsze teoretycznie świąteczne zakupy. Gdy wyszłyśmy ze sklepu nie mogłyśmy się zdecydować, którą drogą dojdziemy szybciej do domu (tym razem wybrałyśmy spacer, nie autobus) ja poszłam jedną, mama drugą ścieżką. Tak na marginesie - zawsze miałam ochotę sprawdzić która droga jest krótsza. Okazało się oczywiście, że moja. Wracając samotnie do domu stwierdziłam, że wokół panuje niepokojąca cisza - jak poranek po Sylwestrze w Stalowej. Praktycznie żadnej żywej duszy. Myślę, że dla większości pewnie to był taki mały sylwester, w końcu każdy weekend to powód do świętowania. Wieczorem wybrałyśmy się na ulice Clamart. Spacerowałyśmy między  oświetlonymi straganikami, słuchając świątecznych piosenek,oglądając  lampki i czując atmosferę świąt - tutaj to wszystko zaczyna się jakoś wcześniej. Mijałyśmy dzieci z watą cukrową i balonami wypełnionymi helem oraz ich usmiechniętych rodziców.
A teraz popijam gorące kakao z piankami marshmallow próbując to wszystko zobrazować, chociaż wiem, że mojego talentu pisarskiego nie da się porównać z opisem niedzieli U.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Niedziela widziana moimi oczami.

W niedzielę wraz z J. spacerowałyśmy po oświetlonym przez słońce starym mieście w Krakowie. Konieczna mi była poranna kawa, gdyż snu brakuje mi w ostatnim czasie. Przemierzając rozpościerające się pod dachem nieba konary rynku dotarłyśmy w miejsce, które niegdyś było postrachem niejednego mieszkańca Krakowa. Dziś całkiem bezpiecznie czując się z mocno przytwierdzonym do skały, regularnie ziejącym smokiem. Stałyśmy u stóp wzgórza Wawel. Przed przekroczeniem bramy odebrałyśmy bilety, aby móc podziwiać królewskie komnaty. Pierwszym punktem w naszej wyprawie do czasów gdy państwem naszym władali królowie było zagubienie. Chwilę później jednak obejrzałyśmy wystawę o rodzie Sapiechów. Następnie udałyśmy się do komnat reprezentacyjnych po których dawniej dumnie kroczyli królowe i piękne damy tamtych czasów. Mimo, iż brakowało mi tam malującego słowami przeszłość przewodnika, starałam się z otwartymi oczami zamykać je i wyobrażać sobie tamte czasy odległe o lat setki. Wawel zaginiony to ostatnia wystawa, na którą tego dnia otrzymałyśmy pozwolenie wstępu wolnego. Po upewnieniu się, że smok wciąż stoi u wejścia do swej jamy nasze kroki skierowałyśmy tam gdzie jak głosi legenda jeden brat zabił drugiego, by jego wieża była dostojniejsza. Legendę tą opowiadałam Hani, jednak nóż wiszący na łańcuchu nie został przez nas odnaleziony. Gdy tym razem wyjaśniałam J. różnice pomiędzy wysokością wież w Kościele Mariackim jedna z kobiet, tak jak my stojących w kolejce do Muzeum w Sukiennicach jednym ruchem palca wskazała nam ów nóż owiany tajemnicą. Kraków ukazał mi się jeszcze dokładniej. Kolejka okazała się o wiele mniej uciążliwa niż mogło nam się wydawać. Muzeum w Sukiennicach zachwyciło mnie sztuką i jej ekspozycją. Sale, którym nadano imiona wybitnych postaci zapraszały do środka swą dostojną, jednobarwną prostotą, na której tle dzieła sztuki ukazywały się w całym swym uroku. Zachwycała wielkość, ujęcie, barwy, dokładność, zdumienie, przerażenie i wiele innych uczuć i emocji budzących się w człowieku zwiedzającym. Widziałam chłopca, który od kilku lat stoi oprawiony w drewnianą ramkę, na komodzie w pokoju mojej siostry. Czułam się zaszczycona poznając go po latach. Postanowiłyśmy z J. zapamiętać jeden z obrazów zachowując jego piękno dla swej duszy i nazwisko artysty ku jego pamięci. Oto mój. Tam powyżej. Namalowany został w roku 1888 przez J. Chełmońskiego. Na tym niebie i odbiciu jest wiele gwiazd dających na oryginale efekt, którego nie potrafię nazwać.

Tekst zaczerpnięty z http://ula-s.blogspot.com/

wtorek, 8 listopada 2011

pokój życzeń

Będzie o miejscu.

Leżą tam, za meblami moje karty. W szafie biała koszulka z Housa, czarna bluza i bluzeczka z różanym sercem. Na półce laminowana mapa Bieszczad. Jest milion wsuwek, gumek do włosów w każdym kolorze i wzorze. Są tam moje kolczyki z czarnymi kwiatkami, które dostałam na 18nastkę. W powietrzu jest pewność, że… i wizja przyszłości o… Są zdjęcia z biwaku zimą 2010. Jest tyle czasu.

To miejsce, do którego powstania ciągle się przyczyniamy, szukamy go czasem, ale jeśli uda się je odnaleźć, cóż, wtedy jesteśmy zgubieni.

To miejsce, gdzie są wszystkie zgubione rzeczy, czas który zniknął i stracone sprawy.

Myślę o nim ostatnio czasem.  Nie wiem gdzie się podziała zielona wersja plakatu ‘w górach jest wszystko co kocham’ : )

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...